Zamiast dawać kieszonkowe, zaproponujmy kontrakt: zarób 100 zł, a ja dam ci drugie tyle. Nie wmawiajmy dziecku, że najważniejsze jest, by zdobyło dobrą pracę. Uczmy je, jak znaleźć pomysł na własną firmę - pisze prof. Rybiński.

Czarnoskóry Ephren Taylor pochodził z ubogiej rodziny, dlatego nie mógł sobie pozwolić na kupowanie nowych gier na Super Nintendo. W wieku 12 lat postanowił więc, że sam sobie napisze grę. Po paru miesiącach napisał (zabijanie bandytów, którzy chcą zamordować prezydenta) i sprzedał 30 kopii po 10 dolarów za sztukę. W wieku 13 lat zaczął projektować strony internetowe, w rozmowach telefonicznych z klientami udawał dorosłego. Kiedy dostał pierwszy czek na 3800 dolarów, rodzice myśleli, że handluje narkotykami. Pierwszy milion dolarów zarobił w wieku 16 lat, w jednej ze swoich firm zatrudnił nawet nauczyciela historii. Obecnie Ephren ma około 70 wystąpień rocznie, za każde bierze 8000 dolarów (ponad 20 000 złotych).

W wieku 14 lat Fraser Doherty zaczął robić dżemy według przepisu swojej babci w kuchni rodziców w Edynburgu. Sąsiedzi i znajomi uwielbiali te dżemy, wieść się rozniosła i Fraser dostał tyle zamówień, że się nie wyrabiał. Wynajął więc część mocy wytwórczych w fabryce przetwórstwa żywności zatrudniającej 200 osób. W wieku 16 lat produkcja dżemu zajmowała mu cały czas, w wieku 20 lat Fraser sprzedawał swój SuperJam w ponad 300 supermarketach w Wielkiej Brytanii oraz w Irlandii. W 2008 r. Fraser rozpoczął program charytatywny dla starszych samotnych osób pod nazwą Supersam Tea Party. Biznes Frasera jest wart około 2 mln dolarów (ponad 6 milionów złotych). To tylko dwa przykłady młodych przedsiębiorców z USA i Wielkiej Brytanii, którzy dzięki przedsiębiorczości zostali milionerami, jeszcze zanim weszli w dorosłe życie. Jeżeli polskie szkoły będą kształciły młodych ludzi w taki sposób, że ci wykorzystają swoją naturalną przedsiębiorczość, to wzrost gospodarczy będzie o wiele większy, będzie powstawało o wiele więcej miejsc pracy niż obecnie, a być może wielu zwalnianych z pracy nauczycieli będzie mogło znaleźć pracę w firmach tworzonych przez absolwentów szkół i uczelni.

Aby to osiągnąć, potrzebne są zmiany. Po pierwsze trzeba zmienić mentalność rodziców, którzy teraz marzą o tym, żeby ich dzieci albo poszły na studia, albo dostały dobrą pracę. Wśród tych marzeń prominentne miejsce powinien zająć cel, aby ich dzieci stworzyły własne, świetnie prosperujące firmy. W domach trzeba rozwijać przedsiębiorczość, zachęcać młodych ludzi do podejmowania działalności gospodarczej. Praca w wakacje powinna służyć budowaniu relacji i zbieraniu doświadczenia, które w przyszłości mogą się przydać w prowadzeniu własnej firmy. Należy też rozważyć zastąpienie kieszonkowego, które u młodego człowieka kształtuje świadomość pracobiorcy, mechanizmami kształtowania postawy przedsiębiorczej. Na przykład zamiast kieszonkowego można stosować mechanizm nagrody: „Jeżeli zarobisz sam 100 złotych, to ja ci dołożę drugą stówę”. Komitety rodzicielskie w klasach zajmują się różnymi rzeczami, ale jedną z ich głównych aktywności powinno być przyniesienie do klas relacji biznesowych. Na przykład jeżeli tata czy mama są dyrektorami w jakiejś firmie, to powinni znaleźć w nich zlecenia, które w ramach prac projektowych wykonaliby uczniowie z klasy ich dzieci. Niech w ten sposób zarobią część pieniędzy na wyjazd na zieloną szkołę, tak jak to jest w niektórych szkołach w Finlandii. Na przykład jeżeli zespół licealistów w ramach projektu opracuje skuteczną strategię promocji produktów danej firmy na Facebooku, to może się okazać, że będą mogli takie zlecenia realizować dla innych przedsiębiorstw, i w ten sposób powstanie nowa firma, założona przez młodych ludzi jeszcze podczas nauki. Rodzice powinni zrozumieć, że dla ich dzieci często lepszą ścieżką kariery jest założenie własnej, dobrze prosperującej firmy jak najwcześniej niż rozpoczęcie studiów zaraz po szkole średniej, szczególnie jeżeli dziecko jest wulkanem przedsiębiorczości.

Po drugie, szkoły powinny zmienić sposób kształcenia na zajęciach z WOS i Podstaw przedsiębiorczości. Mniej czasu trzeba poświęcać na uczenie teorii, a więcej na kontakty z otoczeniem społeczno-gospodarczym. Bardzo często nauczyciele są słabo przygotowani do prowadzenia zajęć w taki sposób, żeby zainspirować młodzież do zostania przedsiębiorcą, bo przecież sami nigdy nie prowadzili własnych firm. Dlatego jak najczęściej powinni zapraszać tych rodziców, którzy mają własne firmy, żeby mówili uczniom podczas lekcji, na czym polega prowadzenie biznesu, jak pozyskuje się zlecenia i klientów, co jest ważne, żeby firma odnosiła sukcesy. Przecież żaden rodzic nie odmówi przygotowania ciekawych zajęć dla klasy, do której uczęszcza jego pociecha. W ten sposób rodzice i szkoły wspólnie zaczną kształtować u młodych ludzi postawy, które będą skutkowały powstaniem setek tysięcy nowych firm w Polsce.

Reklama